Aaale power. Jest moc. Na pożyczanej A4 (dzięęki ! :) ) czuję się jak piórko. Niby ile, niby te 2 kilogramy... ale różnica kolosalna. Wszystko takie miękkie, lekkie, współgrające ze sobą... ja już chcę Bartholomewa. :) Trasa (stała już) Piekary-Bytom-Chorzów-Katowice-WPKiW-Chorzów-Bytom-Piekary i powrót do domciu. Intensywność 3,5; obciążenie 186; przewyższenie 150m. Nawet nie męczyłam się za bardzo. W jedną stronę (do wysokości parku chorzowskiego) zajechałam w 36minut, czyli tak jak za owego pewnego, spontanicznego treningu ( ;) ), ale za to ze średnim tętnem 138 i średnią prędkością 31,67km/h :) Pogoda sprzyjała - słonko (choć zaszło już) nadal grzało zza chmur. Wiaterku nie było, temperatura odpowiednia... jednym słowem JEST PROGRES :D
Korzystając ze zwolnienia się 45minut wcześniej (achh, kocham godziny wychowawcze na ostatnich godzinach w czwartki), wybyłam na trening jeszcze za "światła dziennego". Wywiało mnie, oj wywiało... ;)
Od dziś nie lubię kierowców dwudziestek czwórek. Natrętni myślą tylko o przystankach :x Ciężki jest żywot rowerzysty na drogach...
Intensywność 4 obciążenie 167 przewyższenia trasy 220m Tętno sobie skakało, trzymało się dolnej półki, jakby zaraz miało spaść całkowicie. By je utrzymać power był niesamowity. "Lubię to!" :) + jedna noga 1x 3min.
Wycieczka po ligockim lesie. Niezłą glebę zaliczyłam ;) tak prułam po tym lodzie i prułam, a tu nagle stumetrowa kałuża (oczywiście cała zamarznięta) :) przejechałam ją bez problemowo na szczęście. Zaraz za nią była fajna ścieżka w prawo. No to jadę. Zjeżdżając już po tym lodowym zjeździe, zauważyłam, że w dole płynie sobie rzeczka, a na mostku się nie zmieszczę (tzn. zmieściłabym się, ale było za mało czasu na reakcję :D) no to po hamulcach... a jak po hamulcach to i po lodzie. Bum, trach, Huskacz na ziemi. ;) Na początku nie bolało, ale później kolano stwierdziło, że to koniec na dzisiaj. Siniak oczywiście we wszystkich kolorach tęczy :)