Aaale power. Jest moc. Na pożyczanej A4 (dzięęki ! :) ) czuję się jak piórko. Niby ile, niby te 2 kilogramy... ale różnica kolosalna. Wszystko takie miękkie, lekkie, współgrające ze sobą... ja już chcę Bartholomewa. :) Trasa (stała już) Piekary-Bytom-Chorzów-Katowice-WPKiW-Chorzów-Bytom-Piekary i powrót do domciu. Intensywność 3,5; obciążenie 186; przewyższenie 150m. Nawet nie męczyłam się za bardzo. W jedną stronę (do wysokości parku chorzowskiego) zajechałam w 36minut, czyli tak jak za owego pewnego, spontanicznego treningu ( ;) ), ale za to ze średnim tętnem 138 i średnią prędkością 31,67km/h :) Pogoda sprzyjała - słonko (choć zaszło już) nadal grzało zza chmur. Wiaterku nie było, temperatura odpowiednia... jednym słowem JEST PROGRES :D
Po tygodniowej przerwie (przymusowej - ech, sypie się człowiek na starość ;) ) nie dało już rady - musiałam wsiąść na rower. Pojechaliśmy na Ligotę na trening do Trawułasów. Co ważne - jest coraz cieplej <3 w końcu można się pozbyć miliona warstw i zimowych kurtek (chociaż ja nie chcę się rozstawać z moją fluorescencyjną kurteczką...) :).
To jest niesamowite, jak można kilka dni nie jeździć na rowerze i być takim nabuzowanym, w ogóle bez humoru łazić, opierdzielać wszystkich naokoło, a wystarczy, że wsiądzie na te cholerne dwa kółka, na ten kilometerek, i już wraca z bananem na ustach od ucha do ucha, cały rozradowany i szczęśliwy... <3
W sumie równe 6kilosów, 1,6 z Kwitką (czarno-biały hasior z potencjałem ;) ) i 4,4 z Vivą. Ze względu na kolana odciążałam trochę nogi i jechałam z wysoką kadencją, ale i tak próbowałam wycisnąć z mojej suczy co się tylko dało :) W końcu szczęśliwy huskacz = zmęczony huskacz :)
Jakoś trzeba biedne dziecko zatargać do przyczepy... ;)
Korzystając ze zwolnienia się 45minut wcześniej (achh, kocham godziny wychowawcze na ostatnich godzinach w czwartki), wybyłam na trening jeszcze za "światła dziennego". Wywiało mnie, oj wywiało... ;)
Od dziś nie lubię kierowców dwudziestek czwórek. Natrętni myślą tylko o przystankach :x Ciężki jest żywot rowerzysty na drogach...
Intensywność 4 obciążenie 167 przewyższenia trasy 220m Tętno sobie skakało, trzymało się dolnej półki, jakby zaraz miało spaść całkowicie. By je utrzymać power był niesamowity. "Lubię to!" :) + jedna noga 1x 3min.
Stwierdzam, że ostatnio za dużo chodzę na basen. Nie wiem, czy to wina samej pływalni, jako konkretnego miejsca, czy może samego faktu... dwutygodniowa przerwa dobrze mi zrobi :)