dst 3,65 time 0:45:00 avg 4,87 Intensywność: 2 partnerzy - brak trasa - Świerklaniec Park pogoda - 2oC, brak słońca, lekki śnieg z deszczem, nawierzchnia mokra, asfalt pokryty śniegiem
9min rozgrzewki, marszobieg - interwał 2min - do 2 strefy tętna, 4 min rozciągania
dst- 3,9km 100% teren time 0:14:55h avg 15,60 km/h
BJ z Alficą. Średnia nawet niezła, ale trasa tak masakrycznie wyznaczona, iż nie dziwię się jej wcale, że nie chciała biec. Rozpisywać się nie będę, mamy trzeci czas i kolejne kilometry za sobą.
I. Bike + Viva i Alfa. Nie wiem, czy jest to warte powtórzenia. Trasa cudowna. Cud, miód i orzeszki. Viva się opierdziela. Wychodzą cechy midowca. Alfa dalej biegnie, targając mnie, rower i ... w dalszym ciągu opierdzielającą się Vivę. Jestem z niej dumna :) Bez pedałowania, siłówka. dst 5,43 time 28min avg 11,64
II. Bike + Alfa Taka mała szybkościówka, bo po "dwójce" jej mało. Omijała kałuże, świetnie weszła na mostek, kierunki też ok. Coś nam dobrze idzie w tym sezonie (tfu, tfu) 8). dst 1,73 time 6min avg 17,3
Anomalia? Na siłówce identyczny czas jak na "zwykłym" treningu na początku sezonu. Trasa identyczna. No, może z jedną różnicą. Tym razem zawracania nie było. Przejazd przez mostek u nas obył się bez szczególnych wydarzeń. U ViStera niekoniecznie - pozdrawiamy MID'owców :)
Tym razem Las chechielski ( :lol: ). Całkowite zaprzestanie pedałowania na prostych odcinkach. Lekko na piaszczystych, których na trasie nie brakuje. Jeździłam tutaj cały sezon, a nie wiedziałam, że jeszcze tyle nieodkrytych, wręcz dziewiczych ścieżek jest :). Nawet zawracanie nam się trafiło. Ale dla nas to no problem. Z kierunkami też coraz lepiej. Mądra suka, jak czuje luz na szelkach, to po wyprzedzaniu nie ciągnie, jak luzu nie czuje, to wyprzedzanie nie ma większego znaczenia. Ach, te hasiory... :) Trening rzecz jasna z... dzielnym, średniodystansowym, z napędem na osiem łap, dwa koła i jednego mushera, ViSterem i Wajolą.
Znów z ViSterem. One chyba się nigdy nie rozdzielą :) Znów pedałowałam z pełnią naciągniętej liny. Na samej końcówce albo odechciało jej się biegania, albo patrzyła na mnie z wyrzutem "i gdzie te -naście kilometrów?".
I tak patrząc z perspektywy czasu poczyniłyśmy niesamowite postępy. Od psa, który na widok innego odwracał się i odchodził w swoją stronę - przez różne bunty i fochy na trasie - doszłyśmy do etapu chętnego biegania w pojedynkę, ba, etapu, kiedy pies z niecierpliwością czeka pod drzwiami na ten "jeden dzwonek", który zmienia szarość psiego dnia, kiedy przychodzę i biorę go do lasu, kiedy zakładam szelki i ona próbuje wybić mi zęby, kiedy już ruszymy na trasę i oddamy się pokonywaniu kolejnych kilometrów. Takie rzeczy, to można dostrzec tylko i wyłącznie z perspektywy czasu. Ja pamiętam, kiedy się zdziwiłam, jak Alfa pierwszy raz podeszła i zaczepiła jednego z dwóch ViSterów. Pamiętam, jak się żarły z Vivą o byle co, i jak siedziały razem ze mną na jednym łóżku (klasztornym łóżku). Aż się nie chce wierzyć, że to aż tyle czasu minęło...
Trochę się rozpisałam. Nie ważnę. Biorę rower i idziemy trenować. To tylko na zdrowie wychodzi. Nie tylko ludziom. Psom też.
Zimno, słońce, złota jesień. Czy można chcieć czegoś więcej?
Zwyczajowo już - rynek (nie ma fajniejszego widoku z siodła na wychodzących ze szkoły, zmęczonych życiem uczniów :) ), park tarnogórski - interwały i podjazdy dla radochy - i do domciu. Po drodze jeszcze MMBike trzeba zaliczyć ... ;) Licznik dalej nie działa... no bo po co :(
Z Wajolą i ViSterem. Pedałowałam już mniej, lina ciągle naprężona. Na równych prostych całkowicie przestawałam. Wyprzedzanie bez problemów (całkowita adaptacja do nowego sezonu? jesteem za 8) ). Kierunkowo już lepiej. Trzeba pracować nad "lewo" :lol: . Mały problem z kałużami - ale jak wszystko - do wyeliminowania. Pełna konsekwencja to podstawa.
Zaczynam dochodzić do wniosku, że świat oszalał. Psy się starzeją, a biegają tak, jakby rodziły się w wieku lat 10 i stopniowo młodniały. A może po prostu na starość "mądrzeją" i zaczynają pojmować, że bieganie jest fajne, że latanie za sarnami nie ma sensu i smaczki w kieszeni czekającego na ich powrót właściciela są lepsze niż czterotygodniowy pasztet spod krzaka?