Wytrzymałościowo - WAKACYJNIE :)))))

Środa, 16 czerwca 2010 · Komentarze(0)
time 1:01:34
avg 20,17 (kolejna średnia, która wręcz mnie zadziwia :)) )
max 31.02

tętno strefa 2.

Pierwszy trening w pełni WAKACYJNY :) pozdawałam, co trzeba było, to teraz można zająć się przyjemnościami :)) pozytywnie. :))

Chwila oddechu po upałach.

Niedziela, 13 czerwca 2010 · Komentarze(0)
time 1:40:22
avg 18.98 (jak na strefę 2 tętna to jestem zadowolona ;) )
max 30,51

1h40min - strefa 2

Znów mnie wywiało na Miasteczko. Znów pojechało się ze złej strony i znów wracało się tą samą drogą. Na następny wypad biorę mapę i już. :))

Powrót do planu...

Czwartek, 10 czerwca 2010 · Komentarze(0)
time 0:39:42
avg 16,75
max 39.88

Takie małe wejście z powrotem w plan treningowy. W towarzystwie Wajoli i ścigacza Niko. Mały interwał na prostej, a ogółem w granicach tętna 2.
Z racji ciepła, czy wręcz gorąca, trening odbył się w godzinach niemal nocnych (21-22) a mimo to, temperatura spadła o zaledwie kilka stopni... Tak jak narzekaliśmy na wielką wodę i deszcz, teraz będziemy narzekać na słońce i temperaturę... nigdy człowiekowi nie dogodzisz ;)

Wyścig Rowerowy Katowice

Niedziela, 6 czerwca 2010 · Komentarze(2)
Na placu przed Spodkiem pojawiłam się już o 7rano. Około godziny ósmej biuro zawodów przyjmowało zapisy. Trochę to potrwało, ale w końcu dostałam numer startowy 201. Zanim zrobiłam ze sobą porządek i przygotowałam się do startu i rozgrzewki na miejsce dojeżdżali już znajomi. Miałam między innymi okazję zobaczyć najlżejszy full-suspension w Polsce – 7,5kg. Piękna machina :)
Kilka słów z różnymi ludźmi i już powoli zbliżała się jedenasta, a na starcie głucho (pierwsze starty miały się odbyć już o dziesiątej…). Dopiero o dwunastej dostaliśmy informację, że start pierwszej kategorii (wszystkie kobiety oraz M1, M4 i M5) ma się odbyć za 30minut. Rozgrzewka już trwała dosyć długo, więc nie było sensu jeszcze jej przeciągać.
Godzina 12:40 – nadszedł czas na długo oczekiwany start. Pierwszy na trasę ruszyli mężczyźni, a kilka minut później – kobiety. Zaczęło się kręto na placu przed Spodkiem. Stamtąd wyjechaliśmy na plac żwirowy, który szybko ustąpił miejsca wąskiej trawiastej ścieżce. Kilometr, może dwa, kilka zjazdów i już znaleźliśmy się na asfalcie. Długie, proste, utwardzone drogi – to nie dla mnie. Szybko wyprzedzały mnie zawodniczki, które początkowo zostawiłam z tyłu. Przejazd przez przejście podziemne było pierwszym technicznym elementem, na którym wyłamywały się pierwsze osoby z przodu stawki. Chwilę potem wjechaliśmy na teren parku Trzy Stawy. Okoliczni ludzie dopingowali, próbowali nawet dotrzymać nam tempa – niektórym się to udawało, ale szybko nas opuścili :) Tutaj był już pełny przegląd wszelakich tras – od prostych i gładkich ścieżek rowerowych, przez tzw. „tarki”, aż po podjazdy i zjazdy w 100% terenie. Właśnie na takich trudniejszych – interwałowych wręcz – odcinkach najwięcej osób się wyłamywało. Tam też wyprzedzałam ‘słabe ogniwa’ i przebijałam się do przodu.
Przy którymś zjeździe zauważyłam, że przedni hamulec mi padł, no cóż, trudno, trzeba sobie poradzić z jednym. Szybkość, ostre zakręty i usterka nie chodzą ze sobą w parze, kilka razy o mało nie przyprawiłam się o poważny wypadek, ale na szczęście uszło mi płazem. Na trawiastym, mokrym podjeździe, na którym nie było nawet mowy o wjechaniu, wszyscy wchodzili ‘z buta’. Lecz tylko nieliczni odważyli się zjechać. Ja osobiście cieszę się, że zjazd nie był trochę dłuższy, ponieważ jadąc bokiem jednym i drugim kołem równocześnie z przodu, na pewno zaliczyłabym glebę, a przecież nie o to chodzi. Dałam radę, pozbierałam się szybko i pojechałam dalej.
Około ósmego, dziewiątego kilometra, gdzie długie podjazdy dawały się we znaki, moja noga odmówiła współpracy. Szczęściem dałam radę przejechać te kilka metrów do szczytu i dałam trochę odpoczynku. Później już było w porządku.
Zerkając od czasu do czasu na licznik widziałam wolno przesuwający się dystans… jeszcze dwadzieścia, jeszcze osiemnaście, jeszcze trochę do końca… zmuszałam się do większej motywacji. Kolejną niespodzianką było to, że wjeżdżając na dwunasty-trzynasty kilometr poznałam drogę, którą już przejeżdżaliśmy – a to znaczyło powrót do mety. Zaskoczyłam się bardzo, ponieważ to nie była ani połowa przewidywanego dystansu, a tu już wracamy. Z drugiej strony ucieszyłam się, że to tylko trochę asfaltu i koniec. Nadepnęłam mocniej na pedały i ruszyłam do przodu. Powoli, aczkolwiek konsekwentnie coraz większa ilość zawodników zostawała za mną. Tuż przed metą dogoniłam ostatnich przyjeżdżających na metę mężczyzn.
Ostateczny dystans wyniósł niecałe 18 kilometrów z przewidywanych 26. Tras w terenie też było więcej niż przewidywano. Ale ja się cieszę, ponieważ nie lubię szosy i utwardzonych, asfaltowych odcinków.
W swojej kategorii zajęłam 2miejsce zaraz za Laurą Respondek, do której miałam 6 minut straty (45min).
Staty:
(tętno mierzone podczas wyścigu)
dst 17,84
time 0:50:49
avg 21.07
max 43.79

Dodajmy do tego jeszcze powrót do domu ... 19,86km; 0:58min; avg 20,55 ... i ponad godzinną rozgrzewkę przed startem, to wychodzi w sumie ponad 50kilosów i około 3 godzin kręcenia...

link do moich fotek - http://picasaweb.google.pl/HuSkaCzowa/WRKatowice#
link do strony zawodów - http://www.katowice.eu/wrk

Objazd 2

Sobota, 5 czerwca 2010 · Komentarze(0)
time 1:43:36
avg 19,39

Objazd part 2 czyli Bibiela - Miasteczko Śląskie - Ożarowice - Pyrzowice - Nowa Wieś - Celiny - Sączów - Tąpkowice - Niezdara - Ossy - Wymysłów - Piekary Śląskie.
Kolejne przygotowanie szosowe pod jutrzejszy wyścig, który stoi pod znakiem zapytania w związku z moim stanem zdrowia... zrobimy co w naszej mocy :))

Piekary - Świerklaniec - Chechło - Miasteczko - Żyglin - Świerklaniec - Piekary

Czwartek, 3 czerwca 2010 · Komentarze(0)
time 1:44:17
avg 19,44

Trochę szosy, trochę terenu. Miało być 26, oczywiście wyszło jak zwykle :)) Objazd Piekary Śląskie - Piekary Kozłowa Góra - Świerklaniec Park - Brzezina - Wilczy Dół - Kielotka - Nakło Chechło - Miasteczko Jasiowa Góra - Miasteczko Śląskie - Żyglin - Świerklaniec Ostrożnica - Świerklaniec Park - Piekary Śląskie Dioblina.
Średnia mnie cieszy, to takie małe przygotowanie na niedzielny wyścig katowicki.

Silesia Cup MTB 2010 Chorzów

Niedziela, 30 maja 2010 · Komentarze(0)
Pogoda dopisywała. Było ciepło, wiał lekki wiatr, słońce nie dopiekało. Nawet deszcz nie padał, co ostatnio było wielką rzadkością. W okolicach startu zjawiłam się tuż po otwarciu zawodów – startu zawodników dystansu GIGA (3x17km). Po odebraniu numerka startowego z numerem 377 postanowiłam pójść się przygotowywać. Wtorkowy bieg na orientację dawał się we znaki. Dwie imprezy w jednym tygodniu to zły pomysł. Ale mimo wszystko postanowiłam wystartować.
Po rozgrzewce, około 10minut przed startem, wszyscy zawodnicy dystansu MINI (17km) powoli ustawiali się w sektorach startowych. Zajęłam miejsce, gdzieś pod koniec sektora, udostępniając miejsce lepszym zawodnikom. Teraz to, co tygryski lubią najbardziej – start masowy. Powoli, aczkolwiek skutecznie tłum kolarzy zaczął opuszczać miejsce startu. Na pierwszym zakręcie 50m dalej zaczęłam wyprzedzać kolejno wolniejszych zawodników. Trasa początkowo wiodła asfaltami – agrafki w górę i w dół, prawo i lewo. Po kilkuset metrach zrobiło się szerzej, a po 1,5-2km luźniej. Ciągle asfaltowe alejki.
Mijamy pomnik żyrafy przez chorzowskim ZOO. Zaczyna się robić pod górkę. Dość długi czas trasa wiedzie wzdłuż torów kolejowych. Trochę męczy ciągły widok asfaltu. I jak na zawołanie robi się wąsko, mokro, błotniście… i terenowo :) Mały zator, ale to nic. Kolejna eliminacja słabszych zawodników tym razem przez błoto. Jedziemy pod kolejną linową. Trasa znów wychodzi na asfaltowe alejki parku. Tym razem robi się bardzo kręto, ale nadal jest dużo miejsca. Spotykam Michała, z którym jadę do końca. Raz on jest na przedzie, raz ja, tak to już jest ;) . Mijamy planetarium, i zaraz do głowy przychodzą mi obrazy i strzępki wydarzeń z naszej pierwszej klasowej wycieczki w liceum. Ale teraz trzeba skupić się na jeździe, o czym uświadomił mi zjazd z kilku schodków. Proste robią się coraz dłuższe. Teren również zaczyna się zmieniać. Prędkości rozwija się coraz większe. Wyprzedzam kolejnych zawodników na coraz częstszych błotnych odcinkach. Oj przydały się treningi w ciężkich warunkach, oj przydały ;) Na jednej ścieżce, gdzie ilość błota i kałuż przekroczyła wszelkie możliwe ilości, po lewej i prawej stronie można było zobaczyć dwa wielkie zatory, ale ja niewiele myśląc przejechałam przez kałużę… i w ten sposób kolejni zawodnicy znaleźli się za mną ;) Ścieżki się poszerzają, by znów zamienić się w wąskie single tracki. A kilometry lecą i lecą… Dalej trasa wiła się wśród drzew i roślinności, która raz pomagała, a raz utrudniała przejazd. Nad tym nie trzeba się rozmyślać :) Wkrótce pojawiły się pierwsze zjazdy i podjazdy o charakterze interwałowym. Też nie stanowiły dla nas żadnego problemu. Ale to był tylko mały przedsmak tego, co miało nas spotkać za kilka kolejnych kilometrów. Niby trasa jak zawsze, zakręt jak każdy inny, ale widok podjazdu, ba, pokusiłabym się o stwierdzenie ”podmarszu”, zmywał wszelkie cienie uśmiechu na twarzy. No cóż, trzeba zejść i … dawać pod górę. Dobrze, że było to tylko 100m w górę. Więcej chyba nie dałabym rady. Oczywiście to nie koniec niespodzianek. U góry czekał na nas – zawodników – tor do motocross’u. To chyba najciekawsza i najbardziej zaskakująca część całej trasy.
Rzecz jasna jak podjeżdżaliśmy, to teraz trzeba było zjechać. To też należało do miłych niespodzianek :)) Już poznawałam jedną z ostatnich prostych, na której się rozgrzewałam. Zaliczając po drodze agrafki i kolejny, ciekawszy, zjazd, nacisnęłam o wiele mocniej na pedały i tak dojechałam do mety. Jak się okazało, do zwyciężczyni mojej kategorii zabrakło mi kilkunastu sekund, ale nie dało rady jej dogonić na ostatnich kilkuset metrach.
Przyjechałam 51 w open, jako 3 kobieta i 2 w swojej kategorii wiekowej. Trasa bardzo mi się podobała i na pewno będę tutaj wracać w następnych edycjach.

time 0:55:38
avg 19,33
max 46,94

(Po)przedzawodowo.

Piątek, 28 maja 2010 · Komentarze(0)
time 0:37:23
avg 17,12
max 35,45

90-sek sprint i 3 minuty odpoczynku.
Ostatni bieg mnie trochę wykończył, ale będzie dobrze. Musi być.

Mistrzostwa Piekar Śląskich i Rejonu Bytom w Biegu na Orientację

Wtorek, 25 maja 2010 · Komentarze(0)
Na terenie miejskiego MOSiR’u zjawiłam się przed dziewiątą. Reszta drużyny już była na miejscu. Kilkanaście minut później odbyła się odprawa. Powitał nas jeden z organizatorów przedstawiając plan zawodów, a budowniczy trasy omówił wszystkie punkty, które mieliśmy zaliczać i przypomniał obowiązujące zasady. Poszłyśmy zatem się przebrać.
Kiedy pierwsi zawodnicy wyruszali na trasę, my czekałyśmy na swoją kolej. Miałyśmy numery 64, 72, 76, 81. Jako pierwsza na trasę wybiegłam oczywiście ja ;) . Pierwsze co to zerknęłam na kompas. Później na mapę, którą każdy dostał od organizatorów zaraz przed wyjściem na trasę. I znów na kompas. Po chwili już mniej więcej wiedziałam gdzie jest punkt i szybko udałam się w tamtą stronę. Po zaliczeniu pierwszego punktu kontrolnego znów skonfrontowałam mapę, kompas i własne umiejętności. Postanowiłam pobiec przez las. Pierwszy błąd. Podczas biegu nie korzystałam z kompasu. Drugi błąd. Ale o wróceniu się nie było mowy. Biegnę więc dalej. Po kilku minutach wybiegłam nieco dalej niż zamierzałam, ale szybko obrałam prawidłowy kierunek. Odnalazłam kolejny punkt. Tutaj też spotkałam prof. Świetlika, z którym mogłam zamienić słówko :) . Przed kolejnym punktem natkęłam się na zawodników, którzy startowali wcześniej i właśnie wracali do mety. W drodze na „czwórkę” spotkałam chłopaka z naszego licealnego teamu, z którym zaliczyłam kolejny już punkt kontrolny i razem zbliżaliśmy się do ostatniego na trasie. Nie wiem jak i gdzie, ale po czasie zgubił mnie i ostatniego punktu szukałam sama. Schowałam szybko mapę i kartę kontrolną do plecaka i zaczęłam biec ku mecie – stadionie MOSiR’u. Męczyłam się bardzo, gdyż był to najdłuższy odcinek całej tej wyprawy, ale dobiegając na miejsce czułam się już o niebo lepiej. Trasę pokonałam w 50minut (55 wg. moich obliczeń), co dało mi drugi wynik - zaraz za 46minutami zwyciężczyni. Było BARDZO mokro, ślisko, ale ciepło. Miejscami wręcz nie było sensu walczyć z siłami natury, tylko wejść w kałużę, szybko wyjść i pobiec dalej ;)
Skończyłam na drugim miejscu w klasyfikacji ogólnej kobiet, a jako team I LO im. Jana III Sobieskiego w Piekarach Śląskich 4miejsce ;) Tak więc Indywidualne Mistrzostwo Piekar, Indywidualne V-ce Mistrzostwo Piekar Śląskich i Rejonu Bytom oraz Mistrzostwo Drużynowe Piekar Kobiet przeszło w nasze ręce :)) .

dystans - 5,94km
czas - 50min/55min
tętno średnie - 173
tętno maksymalne - 202