Przekroczyłam tysiąc km na liczniku... "trochę" (:lol:) padało, ale co tam ;) Dawno nie trenowałam w takim deszczu. Stref nie przekraczałam prawie w ogóle, ale tak samo nie było mowy o przekroczeniu 180 uderzeń serca na minutę... Już dawno doszłam do wniosku, że zawaliłam fundamenty treningu... no cóż. Kolejny wniosek = będzie co poprawiać w przyszłym sezonie :))
Dużo przekraczałam wyznaczone granice, ale i dużo nad sobą pracowałam. "Bariery psychiczne łamiemy fizycznie" - czyli o pokonywaniu blokad na pewnych odcinkach trasy (zbyt strome górki przykładowo :)) ). Pogoda dopisywała, widzę dużą poprawę od początku sezonu (co cieszy ;) ).
Korzystając z pogody i braku konkretnych planów treningowych wybrałam się w Bytomskie Dolomity... wiem jedno - na Family Cup'ie będzie ciężko hehe ;) Jeszcze trochę słonko poświeci i będzie bardzo fajnie :)) Może nie było zbyt długo, ale za to na totalnym luzie. Ewidentnie nie był to dzień na długie jeżdżenie na rowerze jak dla mnie.